Olimpiada zimowa jako forma mobilizowania i organizowania funduszy na rozwój.

Znamy wiele sposobów finansowania rozwoju i inwestycji. Może to być kredyt, leasing, partnerstwo publiczno-prawne, emisja papierów wartościowych, znalezienie inwestora instytucjonalnego i szereg innych. Po zapoznaniu się z pomysłem organizowania olimpiady zimowej w Małopolsce, do listy pozyskiwania funduszy na rozwój, dodałbym sposób „na olimpiadę”. Może to też być metoda „na mistrzostwa” itd., w zależności od tego o jakiej rangi imprezę sportową chodzi.

Gdybym był pewny, że organizacja każdej światowej rangi międzynarodowej imprezy sportowej zapewnia dodatni wynik finansowy w końcowym rozrachunku, to nie mam nic przeciwko olimpiadzie w Krakowie i Zakopanem. Pod dodatkowym warunkiem, że stopa zwrotu – jakkolwiek byśmy ją definiowali – z organizacji olimpiady, przewyższałaby inne kierunki inwestycji w kraju. Ponadto warto się zastanowić czy skupienie takich środków akurat w Małopolsce jest zasadne wobec zapóźnienia innych regionów Polski.

Być może jestem człowiekiem małej wiary lub wychodzi ze mnie stetryczały ekonomista, który pyta o efekty finansowe inwestycji. I tu napotykamy pierwszy problem. W zestawienie bilansu kosztów i korzyści z „dumą narodową” i rzekomą promocją kraju oraz regionu w wyniku  przeprowadzenia olimpiady, to właśnie „duma” na ogół wygrywa. Pomysł olimpiady ma wsparcie władz krajowych i w istotnym stopniu regionalnych.

Mam co najmniej wątpliwości czy międzynarodowa promocja w postaci organizowania zimowej olimpiady aż tak bardzo przekłada się na wybór naszego kraju jako celu wycieczek i wypoczynku. Kraków świetnie sobie radził i radzi ze swoją promocją, czy wiec olimpiada jest potrzebna? I tak powoli docieramy do sedna mojego wpisu. Otóż Kraków akurat niewiele tu ryzykuje, a bardzo dużo zyskuje. Stąd popularność pomysłu w Małopolsce.

Po zapoznaniu się z szeregiem wywiadów osób promujących zimową olimpiadę (a w szczególności z prezydentem Krakowa) i planowanymi inwestycjami, dochodzi się do wniosku że organizacja olimpiady zimowej to w zasadzie nic innego jak zapewnienie sobie finansowego i politycznego wsparcia rozwoju regionu. Plan finansowy (dostępny w internecie) obejmuje inwestycje w całym regionie. Od inwestycji ekologicznych i rozwój transportu szynowego w Krakowie (tramwaje), przez remonty i budowę dróg, po – oczywiście – obiekty sportowe. Finansowane to wszystko ma być z pieniędzy regionalnych, unijnych i władz centralnych. Trzeba zaznaczyć, że większość tych inwestycji  jest planowana do realizacji od dawna. W realizacji w pełnej (wymarzonej!) skali przeszkadzały: kryzysy i cięcia budżetowe, pzejściowe spowolnienia gospodarki, konkurencja innych projektów infrastrukturalnych, zmiany planów, spory  i – przede wszystkim – brak wystarczających środków u dawców kapitału (rząd, kolej, drogownictwo, samorządy itd.). Według planu do jakiego ja dotarłem, inwestycje szacowane są na 22 mld zł. Oczywiście wg szeregu innych opinii jest to wartość zaniżona i podaje się na przykład 30 mld zł.

Podporządkowanie skoku infrastrukturalnego metodzie „na olimpiadę” ma dla Krakowa i Małopolski szereg zalet. Władze regionalne oraz przede wszystkim rząd, kierują wszystkie siły i środki na przygotowanie olimpiady. By uniknąć międzynarodowego skandalu i pokazać na co nas stać, inwestycje podporządkowane olimpiadzie będą odporne na szereg ryzyk. Żaden kolejny rząd nie odważy się na wstrzymanie lub ograniczenie inwestycji by uniknąć kompromitacji, no bo przecież trzeba pokazać że mamy gest. Inwestycje „olimpijskie” będą odporne na polityczne decyzje wynikające ze zmiany priorytetów inwestycyjnych w kraju. Metoda „na olimpiadę” zabezpieczy inwestycje na ewentualne ryzyko braku środków w kasie państwowej. Jeżeli w skali kraju nakłady finansowe ulegną redukcji, to kosztem innych regionów, by realizacja inwestycji „olimpijskich” nie była zagrożona.

Po lekturze listy inwestycji można oczywiście powiedzieć, że te z grupy lokalnych komunikacyjnych i infrastrukturalnych są niezbędne. Ale takich inwestycji wynikających z faktycznych potrzeb jest w każdym regionie bez liku. Niestety środku zarówno krajowe jak i publiczne są ograniczone. Ponadto metoda „na olimpiadę” to forma wyciągnięcia z państwowo-unijnej puli na inwestycje i transportowo-sportowe projekty kilku mld zł extra. Pytanie tylko czy to jest fair wobec innych regionów które są bardziej niż małopolska infrastrukturalnie i turystycznie zapóźnione.

Metoda „na olimpiadę” jest też  przerzuceniem na wszystkich podatników kosztów promocji Krakowa i regionu jako celu wycieczek i miejsca zimowego wypoczynku. Kraków i cały region nic lub niewiele tu ryzykuje i nie musi tak jak obecnie szukać kompromisu pomiędzy kosztami i skutecznością promocji miasta i regionu.

Jednym z efektów rozwoju metodą „na olimpiadę” jest budowa lub remont istotnej części obiektów sportowych z kasy  państwowej lub z wykorzystaniem środków unijnych. Obiekty te mają być potem przez państwo w znacznym stopniu finansowane. W takim układzie, władze regionu czy konkretnej gminy nie muszą się zamartwiać pytaniem o sens budowy na przykład toru bobslejowego.

Nie mam nic do Krakowa. Byłem tam wielokrotnie i każdemu wizytę w Krakowie polecam. Rozumiem też punkt widzenia prezydenta Krakowa i jego dążenie do rozwoju miasta i regionu. Pytanie tylko czy Kraków ma problemy z promocją, bo wydaje mi się że nie.

Nie jestem zwolennikiem dyskutowania o kosztach i sensie organizowania olimpiady w oparciu o „narodową dumę” i promocję. Efekty takiej promocji są cokolwiek wątpliwe. Nikt nie kwestionuje konieczności rozwoju infrastrukturalnego, ale pozostaje pytanie dlaczego akurat Kraków i region miałyby być tu preferowane, bo niby najbardziej z regionów górskich nadaje się na organizację zimowych igrzysk? A może byłoby rozsądniej rozwijać infrastrukturę wypoczynkowo-rekreacyjną w Kotlinie Kłodzkiej? (byłem i też polecam).

Rozwój metodą „na olimpiadę” jest z punktu widzenia ogólnokrajowych potrzeb inwestycyjnych dość nietrafiony i obarczony ogromnym ryzykiem. Jest to preferowanie jednego regionu kosztem innych i marnowanie kilku mld zł, które mogą być ze społecznego punktu widzenia lepiej wykorzystane.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.