Obniżenie kosztów pracy? Sorry, nie da rady i przestańmy już o tym dyskutować.

W minionych dniach przy okazji dyskusji o poziomie zatrudnienia itd., ponownie przeszła przez Polskę fala opinii m.in. o konieczności obniżenia kosztów wynagrodzeń. Tradycyjnie nie brakowało opinii: należy zmniejszyć nakładane na pracę podatki i inne obciążenia. Równie tradycyjnie, autorzy tych opinii, nie mieli ochoty podać o ile mamy te obciążenia ciąć. Podejrzewam, że nieprzypadkowo co postaram się dalej wykazać.

Dyskusja o zmniejszeniu obciążeń pracy o charakterze podatkowo-składkowym po prostu nie ma sensu i doprawdy nie rozumiem dlaczego ponawiamy ją jak mantrę. Swoją drogą, zawsze mnie zastanawiało czy medialni krytycy podstawowych podatkowo-składkowych obciążeń, krytykują je bo wierzą, że da się je obniżyć czy po to by pojawić się w mediach ze swoimi „dyżurnymi” opiniami.

Przy okazji tego wpisu zamieszczam wyliczenie pełnych kosztów dla pracodawcy jakie przypisane są do wynagrodzenia netto, czyli tego co pracownik dostaje do ręki. Trzeba przypomnieć, że to co my znamy jako wynagrodzenie brutto, nie obejmuje wszystkich kosztów pracodawcy jakie ponosi przy okazji naszego zatrudniania. Stąd w tabeli znalazło się robocze określenie: wynagrodzenie „brutto” brutto. Czyli takie pełne (i uczciwe!) określenie kosztów pracodawcy.

Jako wynagrodzenie przykładowe przyjąłem 2,6 tys. zł, co jest wartością zbliżoną do mediany rozkładu wynagrodzeń. Nazwijmy tą wartość wynagrodzeniem brutto przeciętnego Polaka „na etacie”. Dzięki temu przykład jest bardziej realny. Dodatkowo przykład mówi o wynagrodzeniu daleko mniejszym niż średnia krajowa, co pozwala przyjąć że mamy do czynienia z wynagrodzeniem przeciętnego Polaka, który z trudem wiąże konie z końcem, starając sobie przy tym zapewnić elementarne rozrywki (urlop, incydentalne wizyty w restauracji, kino itd.) oraz dostęp do chociaż podstawowych zdobyczy techniki (np. sprzęt RTV).

Wystarczy spojrzeć na strukturę kosztów przypisanych do wynagrodzenia netto i przypomnieć sobie jakim makro-wielkościom odpowiadają one w naszych finansach publicznych, by zrozumieć że pola do obniżek nie ma. Jak bym powiedział inaczej: starajmy się raczej o to, by koszty zatrudnienia nie rosły.

Największy koszt to składki emerytalne. Trudno mówić o ich obniżeniu skoro tenże przykładowy Polak już przy obecnych składkach będzie miał bynajmniej nie szokującą emeryturę. Pojawiają się w mediach pomysły o emeryturze minimalnej, co miałyby przełożyć się na nieco niższe składki ale i makabrycznie małą emeryturę. Nie wiem czy ma sens ciągnąć ten wątek, ponieważ autorzy tych pomysłów nie podają szczegółów swoich założeń. Jednym z mankamentów tych pomysłów jest mniejszy pobór składek prze ZUS, co powiększy deficyt funduszu ubezpieczeń i i tak ostatecznie spowoduje sięgnięcie po środki na pokrycie deficytu w postaci innej daniny (podatki).

Pozostałe najważniejsze pozycje to składki o charakterze zdrowotnym i rentowe. Składki rentowe przejściowo obniżono (rząd PiS) wbrew ostrzeżeniom niektórych ekonomistów. Kolejny rząd musiał się z tego wycofać w obliczu deficytu funduszu (wzrost składki pracodawcy z 4,5% do 6,5% w styczniu 2012 r.) Wielkich oszczędności pracodawca i tak z tego nie miał. Medialnie obniżenie składki sprzedawano to jako wielki sukces, ale w naszym (załączonym) przypadku wynagrodzenie brutto-brutto byłoby mniejsze raptem o kwotę rzędy 50 zł czyli nieco ponad 1,5% pełnych kosztów zatrudnienia pracownika.

W przypadku składek zdrowotnych nawet nie sugeruje ich obniżenia, bo oczekiwania społeczne i faktyczne zapotrzebowanie na dodatkowe środki finansowe zgłaszane przez służbę zdrowia wskazują dokładnie odwrotny ruch. A przypomnę tylko, że przed kilku laty był pomysł by składkę zdrowotną systematycznie podnosić do 12%!

Jest jeszcze podatek CIT. Udział podatków dochodowych w dochodach ogółem sektora publicznego nie jest specjalnie duży, stąd tu też nie widzę jakiejś rezerwy. Ponadto podatek zasila budżety jednostek samorządowych i państwa, a jak wiemy mamy wciąż niemały deficyt budżetowy i finansów publicznych (zgodnie z unijnymi regulacjami musimy zejść z tym ostatnim poniżej 3% PKB).

W ten sposób przeszliśmy przez 37% z 39,3% kosztów jakie wskazałem w wyliczeniach. Z pozostałych kosztów można wymienić fundusz pracy, wokół którego co roku wybuchają spory z powodu przejściowych nadwyżek. Z funduszu pokrywamy zasiłki i koszty walki z bezrobociem, stąd być może można go w pewnym stopniu zmniejszyć, ale nie zlikwidować.

Pozostają też inne koszty jak fundusz socjalny czy obciążenie z tytułu nieosiągnięcia odpowiedniego pułapu zatrudnienia osób niepełnosprawnych. W średniej formie daje to nawet 150-200 zł dodatkowych kosztów miesięcznie. W moim przykładzie nie brałem ich pod uwagę, przyjmując że mam do czynienia z pracownikiem małej firmy. Możemy mówić tez o szeregu innych kosztów jak obligatoryjna odzież robocza, szkolenia, bhp/warunki stanowiska pracy, napoje itd. W niektórych wypadkach może i jest to kilkaset złotych na osobę miesięcznie. Trudno to jednak analizować, ponieważ brak precyzyjnych danych na ten temat, a po drugie krytycy kosztów pracy rzadko się na nie powołują.

Generalnie więc możliwość manewru jest żadna lub mocno ograniczona, czyli mało istotna dla pracodawcy. Jak już kiedyś pisałem, udział redystrybucji finansów publicznych do PKB nie jest w Polsce duży, więc ewentualne cięcia składek czy podatków i tak zakończą się redystrybucją z innych funduszy czy podatków, tych funduszy które zasilane są z naszych składek i podatków.

Można pomyśleć o powolnym przejściu na podatki pośrednie i zasilaniu z tego źródła ZUS czy NFZ. Ale….ale my to już robimy podnosząc podstawową stawkę VAT na 23% oraz akcyzę na niektóre wyroby itd. Te działania spotkały się z potężną krytyką rządu prze opinię publiczną i oczekiwaniem powrotu stawki VAT do 22%.

Pozostają mityczne oszczędności typu emerytury górnicze, płace urzędników itd. Nie jesteśmy jednak (co warto stale przypominać) krajem o nazbyt wysokich wydatkach publicznych, więc ewentualne oszczędności i tak w większości byłyby wydane na infrastrukturę, armię, politykę rodzinną itd. Jak wszyscy wiemy oczekiwanie i ambicje Polaków są znaczne.

Jedyne co można robić, to m.in. stosować bodźce typu dofinansowanie składek młodym pracownikom, rezygnacja z składek emerytalnych dla początkujących przedsiębiorców i tym podobne punktowe wsparcie, często na koszt podatnika.

O marekzelinski

Marek Żeliński. Ekonomista z wykształcenia. Zawodowo związany jestem z sektorem bankowym.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opinie i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.