Gospodarcze propozycje Grzegorza Schetyny.

W sobotnim przemówieniu, podczas Konwencji Polska Samorządna, przewodniczący PO przekazał garść pomysłów ze sfery społeczno-gospodarczej. Przyznam, że mam dość mieszane odczucia po lekturze wystąpienia przewodniczącego. Poniżej wybrane przeze mnie zapowiedzi i oceny G.Schetyny i krótki komentarz.

„…Platforma Obywatelska zrobi wszystko, aby to samorząd był jedynym gospodarzem regionu…”. W propozycjach szefa PO, wiele miejsca zajęły propozycje dla samorządów. To nie dziwi, bo w końcu był to główny motyw Konwencji PO. O ile do niektórych pomysłów finansowych skierowanych do samorządów można mieć wątpliwości, to wiele z przekazanych idei można traktować jako ciekawe. Większa samodzielność wymagałaby większej swobody w wydawaniu pieniędzy. Tymczasem niektóre akty prawne narzucają samorządom przedmiot wydatków, co z natury rzeczy istotnie ogranicza możliwości manewru budżetu  jakim samorządy dysponują. Odrębnym problemem, na który samorządy od lat zwracają uwagę, jest przerzucanie na nie obowiązków bez zapewnienia odpowiednich kwot.

„…Zostawimy każdą złotówkę z podatków PIT i CIT tam, gdzie mieszkają obywatele..”  Obawiam się, że w tej obietnicy G.Schetyna nie spełni lub w najlepszym wypadku tylko częściowo. Niestety (lub stety) słowa padły i trzeba się będzie kiedyś z nich rozliczyć. Obecnie pieniądze dzielone są między budżet i samorządy. Prawdopodobnie skończy się na tym, że część gmin w zamian za pozostawione wpływy z PIT i CIT dostanie mniejsze subwencje i dotacje. W większości przypadków na to samo więc wyjdzie. Inną kwestią jest to, że w Polsce są gminy bogate z dobrze prosperującymi dużymi zakładami na swoim terenie. Zostawienie im całości wpływów z CIT i PIT z ich terenu nie ma sensu.

„…Państwo musi przeciwdziałać podziałowi na Polskę A i Polskę B…”. Wszyscy obiecują to od lat. Państwo ma na to dość ograniczony wpływ. Sektor prywatny sam decyduje gdzie lokuje zakłady. Sektor państwowy, również nie może lokować działalności gdzie zechce. Już obecnie transferujemy w ramach finansów jednostek samorządowych ogromne kwoty dla tzw. Polski B. Do tego dochodzi wsparcie unijne. Wbrew pozorom, pozostawienie wpływów z podatków dochodowych nie poprawi sytuacji. Biedniejsze gminy nada pozostaną biedne na tle innych. A może po prostu zacznijmy wyprowadzać z W-wy część urzędów. Ja pracuje w banku, którego centrala ma lokalizację w dwóch miastach. W dwóch lokalizacjach funkcjonują nawet departamenty. Przy obecnym rozwoju techniki i telekomunikacji funkcjonowanie w kilku lokalizacjach nie jest poważniejszym problemem. Żadna polska wieś na tym oczywiście nie zyska, ale można ożywić rynek pracy w dawnych miastach wojewódzkich.

„…Największym skandalem i zagrożeniem dla rozwoju naszego kraju jest to, że pod hasłem „repolonizacji” robi się wielki skok jednej partii na całą polską gospodarkę….”.  O ile jestem przeciwnikiem sztucznej repolonizacji i wielu decyzji PiS w obszarze sektora państwowego, to raczej nie mógłbym potwierdzić, że PiS dokonał skoku na całą gospodarkę.  Na pewno możemy mówić  o skoku personalnym na spółki SP i wyciągania pieniędzy z nich na działalność polityczną. Tzw. repolonizacja Pekao SA  niczego nam nie daje i nie była potrzebna.  G.Schetyna nie podał swojej oceny zakupu PeKao  SA, ani co z tym zrobi po ewentualnym przejęciu władzy.  Przewodniczący zaproponował ciekawy temat, który wskazuje na jego odwagę. Niestety po tzw. A nie padło B.

„…Musimy skończyć z patologią etatyzmu. Wrócić do urynkowiania polskiej gospodarki …„. To jedne z cenniejszych zdań jakie padły w wypowiedzi szefa PO z obszaru makroekonomii.  Obecnie w sferach lewicowych i w kręgach PiS słowa ‘wolny rynek’ niemal nie padają lub traktowane są jak obelga. Cieszę się więc, że ktoś ma odwagę je przypomnieć . Gospodarka wolnorynkowa jest zdecydowanie silniejszym bodźcem dla rozwoju gospodarki i jej konkurencyjności niż tzw. etatyzm.

„….wypłacenie proponowanej przez PO trzynastej emerytury i rozszerzenie programu 500 plus na pierwsze dziecko….” . To już czysty populizm i podjęcie rywalizacji o elektorat na poziomie PiS. Z politycznego punktu widzenia może jest to zrozumiałe, ale z ekonomicznego nie. Program 500+ wymaga redukcji , zmiany zasad udzielania i zapewnienie mu trwałego finansowania. Składanie obietnic, że program będzie rozszerzony jest niepoważne. Nie ma też sensu bawić się w 500+ dla emerytów. PiS zrobił w tego polityczny wabik. Mało kto zauważył, że PiS 500+ dla emerytów nie chce utrwalić zapisem ustawowym. Wg pomysłu PiS będzie to doraźna akcja, wymagająca corocznej akceptacji rządu. Już lepiej byłoby zaproponować rozwiązanie dotyczące zasad udzielania emerytur minimalnych lub innych form wsparcia dla gosp. domowych z najniższymi dochodami.

Skąd kasa na prezenty? ”… Dzięki wyższym dochodom podatkowym z lepiej zarządzanych firm ..”. z kontekstu wypowiedzi wynika, że chodzi o firmy państwowe. Ile z tego miałoby być mld zł? Tego się nie dowiedzieliśmy. Zapewne nieprzypadkowo, bo o ile w ogóle, to byłaby to kwota niewielka w porównaniu z kwotą przeznaczoną na realizację obietnic. Ponadto G.Schetyna nie wskazał jak rządy PiS wpływają na obniżenie wpływów podatkowych ze spółek SP. Mamy więc do czynienia z obietnicą a’la PiS, czyli obiecujemy miliardy złotych bez obciążania obywateli.  

I na koniec wypowiedzieć o systemie emerytalnym, a konkretnie o powrocie do II filara emerytalnego. Jak rozumiem chodzi o powrót do  OFE lub czegoś zbliżonego. Ja również za tym jestem. Chociaż do przedyskutowania zostaje forma, zakres inwestowania, skala przekazywanych środków itd. W tej części mogę G.Schetynę pochwalić. Ale padła też wypowiedź, którą ja lokuje w szufladce ‘populizm’. Chodzi o wypowiedź: „…Tak jak 5 lat temu, tak i dziś uważam, że błędem było przeniesienie obligacji skarbowych z filara kapitałowego do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych…… Błędy trzeba umieć naprawiać…” . To, że wielu Polaków ma o to żal, wynika z niezrozumienia problemu przed jakim przed laty staliśmy. II filar zaczął się po kryzysie z lat 2008/09 przyczyniać do błędnego koła w jakie wpadliśmy. W efekcie napompowaliśmy dług publiczny obligacjami z powodu przesyłania składek, których wartość przyczyniała się do powiększania deficytu. Po drugie ryzyko tego czy państwo wywiąże się z wypłaty emerytury z kapitału jaki będę miał na koncie czy z wykupu obligacji, jest takie samo. Tu i tu jest państwo i jego wypłacalność.

Już jako zupełnie niezrozumiałe oceniam obietnice przekazania własności środków z II filaru. Przypomnę, że ta kwestia była już rozstrzygana przez bodaj Trybunał Konstytucyjny. Ponadto, co warto podkreślić, przekazanie własności nie oznacza swobody dysponowania. I tak środki z II filara do czasu osiągnięcia wieku emerytalnego lub zbliżonego będą musiały być zablokowane . W przeciwnym wypadku ludzie masowo likwidowaliby konta nie przejmując się przyszłością.

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Joanna Mucha, Program dla opozycji. Umiejętność pisania niczego.

 W minionym tygodniu pewne poruszenie wywołał dokument programowy autorstwa posłanki Joanny Muchy. Pani J.Mucha opatruje go słowem ‘program’. W mediach pojawiają się określenia ‘program dla opozycji’, ‘manifest dla opozycji’ itp. Część komentatorów widzi w programie wręcz zapowiedź sporu pokoleniowego w PO i propozycję nowego ładu gospodarczego na kolejne lata. Takie też wrażenie stara się stworzyć sama autorka. Materiał jaki poznaliśmy w minionym tygodniu określany jest przez autorkę jako zapowiedź tego co mamy poznać w kolejnych miesiącach. Poczekamy, zobaczymy. Jak na razie to co poznaliśmy jest niebywale ogólne. Tak naprawdę, to zestaw górnolotnych haseł. Można mieć tylko nadzieje, że z biegiem najbliższych miesięcy będzie tym hasłom nadana głębsza treść. Chociaż po tym co już wiemy, wiele bym nie oczekiwał.

Razi i śmieszy analiza przeszłości. J.Mucha zdaje się przepraszać czytelników za błędy rządów koalicji bez analizy co dokładnie było złe i dlaczego. To taka polityczna autokrytyka w celu zyskania poklasku. Jeżeli J.Mucha chce przepraszać za politykę społeczno-gospodarczą minionych lat, to sama mimowolnie stawia pytanie o swój w tym udział i kompetencje. Wbrew pozorom rządy PO-PSL może nie były idealne, ale jest je za co pochwalić. Przykład? Ucieczka przed skutkami kryzysu 2008/09 za pomocą bardzo wysokiego deficytu finansów publicznych. Deficyt ten był z biegiem lat powoli zmniejszany, by uniknąć negatywnych konsekwencji społecznych i ekonomicznych. Był to ruch, co mało kto zauważa, z arsenału ekonomistów lewicowych. W zakresie polityki społecznej, koalicja PO-PSL również miała swoje małe sukcesy. Koalicja PO-PSL podjęła też kilka kolejnych, niebudzących sympatii społecznej, kroków w reformie systemu emerytalnego. Niestety były to decyzje niezbędne.

Jak wielu obecnie polityków opozycyjnych, tak i J.Mucha boi się krytykować program 500+. Twierdzi wręcz, że program zasługuje na poparcie. Otóż nie zasługuje. Brak mu trwałego i pełnego pokrycia wpływami budżetowymi. Największą wadą 500+ jest rozmach programu i rozdawnictwo rodzinom, które wsparcia nie powinny dostać. Program nie był skorelowany z innymi zmianami w polityce społecznej, czy z kwotą wolną w PIT. Poprzedni rząd, chcąc zmniejszyć deficyt finansów do w miarę bezpiecznych rozmiarów, nie decydował się na poważniejszy program wsparcia finansowego. I słusznie. M.in. finansowy rozmach w 500+ powoduje, że nadal  brak nam środków na zwiększenie finansowania służby zdrowia.

Posłanka PO nie tylko w temacie polityki wsparcia społecznego uległa narracji PiS. J.Mucha, zgodnie z obecną linią polityczną PO, zdaje się wstydzić i kajać za podniesienie wieku emerytalnego. Ten polityczny ruch jest już zupełnie niezrozumiały. „System ubezpieczenia emerytalnego musi być zaprojektowany tak, aby dawał ludziom poczucie stabilizacji przez całe ich życie.” „Tak”, czyli jak? Wszyscy w PO boją się teraz wspominać o wieku emerytalnym. Niestety, tylko na tyle stać J.Muchę w kwestii systemu emerytalnego. Dosłownie, tylko jedno zdanie. Mam nadzieję, że w jednym z kolejnych ‘odcinków’ programu,  dowiemy się czegoś więcej.

                                                                                                                                                               

 

Link na komentowany program:

http://joannamucha.pl/2017/10/12/1149/

Zaszufladkowano do kategorii Wszystko | Dodaj komentarz

GUS. Badania ubóstwa w Polsce. Dlaczego rząd nie chwalił się wynikami raportu.

2017_10_01_obostwo

Kilka dni temu GUS opublikował wyniki badań dotyczące ubóstwa („Podstawowe dane dotyczące zasięgu ubóstwa w Polsce w 2016 r.”). Nie będę się oddawał szczegółowej analizie. Skupię się tylko na głównych myślach, które chciałbym przekazać. GUS opublikował raport 25 września. Rząd nie ‘eksploatował’ go medialnie, co nie powinno dziwić, bo raport pokazuje fakty, na tle których różnica między rządem obecnym i poprzednimi w obszarze polityki społecznej mocno się zaciera.

Wiele mówi już wykres na pierwszej stronie, który obejmuje okres podwójnych rządów poprzedniej koalicji (załączyłem wykres w moim wpisie). Wykres nie pozostawia złudzeń, że ubóstwo i wykluczenie ulegały powolnej redukcji już w latach poprzednich.  Program 500+ nie przyniósł jak widać radykalnej i natychmiastowej redukcji niekorzystnych społecznie zjawisk w 2016 r. Chociaż, by być uczciwym, niektóre z linii mogę się mocniej ‘wygiąć’ ku dołowi w wynikach za bieżący rok.

Przepompowane 17 mld (500+) zł w 2016 r. jest i nie jest zarazem istotnym działaniem w polityce społecznej. M.in. w tej jej części, która dotyczy walki z ubóstwem i zagrożeniem nim. W skali polityki społecznej, czy wyasygnowanych pieniędzy, program 500+ to znaczny ruch. Ale…, jak widać z załączonego wykresu, nawet tak znaczna kwota nie decyduje o istotnym przyspieszeniu pozytywnych trendów. Z innej perspektywy, 17 mld zł w 2016 r. czy 24 mld zł w 2017 r. to, w porównaniu z wydatkami gosp. domowych wg rachunku PKB, raptem ok. 2%. To ostatnia wartość przypomina nam, że w pierwszej kolejności o jakości życia społeczeństwa decyduje praca i zdrowa gospodarka. Inaczej mówiąc, bezpieczeństwo ekonomiczne nie wynika z programów pomocowych. One mogą być tylko uzupełnieniem.

Raport GUS pokazał też to, za co program 500+ był bardzo krytykowany. Okazuje się, że w przypadku gospodarstw jednoosobowych, rodzin z jednym dzieckiem, jednej osoby dorosłej z dziećmi i podobnych przypadkach, poziom ubóstwa i zagrożenie nim nie zmniejszyły się lub nawet wzrosły w okresie ostatnich dwóch lat. Taki wynik w porównaniu z rozrzutnością 500+, potwierdza zarzuty o lekkomyślnym rozdawaniu pieniędzy w ramach 500+. Sondaże dotyczące wykorzystanie środków z 500+ przez gospodarstwa domowe, tylko to potwierdzają.

Inną ciekawostką, na którą mało kto zwraca uwagę, jest rzekoma skuteczność programu. Absolutnie nie przeczę, że bezpieczeństwo finansowe ma wpływ na dzietność. Polecam jednak spojrzeć na dane o narodzinach w latach 2007-2009. Można więc postawić pytanie na ile do wzrostu urodzeń przyczynia się zatrudnienie i poczucie względnego bezpieczeństwa na rynku pracy, a w jakim stopniu program 500+.

Nie będę ukrywał krytycznego stosunku do programu 500+. Stawiam dwa główne zarzuty: rząd nie zapewnił trwałego finansowania programu w budżecie oraz znaczna część środków (może nawet połowa) kierowana jest do gospodarstw domowych, które tego wsparcia nie powinny otrzymać.

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Ceny mieszkań. Bez paniki.

2017_09_25_liczba_mieszka

Od czasu do czasu wracam do rynku nieruchomości. Obecnie z tym większą ciekawością, że w mediach od niedawna zaczęły się pojawiać informacje o wyraźnych czy radykalnych trendach wzrostowych na rynku mieszkaniowym (mowa o cenach) lub że cena średnia ukrywa faktyczne zmiany. Niestety nie mogę potwierdzić, że tak się dzieje. Skąd więc takie opinie? Powodów może być kilka. Pierwszy, to wkraczający również do mediów ekonomicznych ton sensacji. Materiał analityczny opatrzony sensacją ma większą oglądalność. Drugi, to nieprawidłowo (mam nadzieję, że nie jest to działanie celowe?) dobrany materiał analityczny do wyprowadzanego wniosku. Są miasta gdzie rok do roku ceny transakcyjne na rynku pierwotnym w II kw 2017 skoczyły o kilkanaście procent. Ale to tylko dwa rynki (miasta) z siedemnastu obserwowanych przez NBP. Na pozostałych rynkach wzrosty są na ogół skromne lub nawet ujemne. Wskazania oparte na danych z portali ofertowych (np. dane Bankier.pl we współpracy z Otodom.pl), co do zasady, są zgodne z wnioskami jakie można wyciągnąć z danych NBP. Zaletą danych z portali mieszkaniowych jest szybkość podawania informacji. Obecnie znane są ceny ofertowe z sierpnia. Niejednokrotnie opinie o radykalnych wzrostach oparte są na wąskiej grupie projektów deweloperskich, które są nieporównywalne z innymi. Nie ma sensu wyciągać wniosków co do trendu cenowego, porównujące osiedle z luksusowej dzielnicy z cenami mieszkań sprzed roku w przeciętnej lokalizacji  i o gorszym standardzie. Zupełnie już nie rozumiem pretensji do średniej rynkowej. Średnia to średnia. Ma wady i zalety. Dla kogoś kto obserwuje trendy cenowe na rynku nieruchomości , uśrednione ceny z miast, regionów czy nawet Polski, są moim zdaniem bardzo cennym i wiarygodnym wskaźnikiem oraz punktem odniesienia.

Wg danych NBP dla siedemnastu miast, cena transakcyjna m_kw na rynku pierwotnym wrosła y/y  niemal o 3 procent w II kw. Oczywiście w poszczególnych miastach rozkład jest nieco zróżnicowany (na ogół plus minus  3 p.p.). Na dane NBP za III kw (publikowane w cyklu kwartalnym), musimy jeszcze poczekać. Zaskoczenia jednak nie należy oczekiwać, na co wskazują dane z ofertami na portalach internetowych (wspomniany m.in. Otodom.pl) za lipiec i sierpień. Nie przeczy to oczywiście temu, że tu i ówdzie deweloperzy mogą oferować mieszkania w cenach wyraźnie wyższych w porównaniu z poprzednimi kwartałami.

2017_09_25_dynamika_cen1

Mimo pewnej zmienności dynamiki cen w minionych latach widać, że w roku bieżącym tempo wzrostu cen m_kw powoli przybiera na sile. Daleki jestem jednak od siania paniki, bo nie ma do niej powodów. Od kilku kwartałów doświadczamy bardzo wysokiego wzrostu wynagrodzeń i poprawy na rynku pracy, co w końcu musiało się przełożyć na bardziej dostrzegalny wzrost cen mieszkań. Średni roczny wzrost cen na rynku nieruchomości w okresie III kw’16 – II kw’17 wyniósł 2,3%, przy 4,2% dla wynagrodzeń.

Moim zdaniem nie ma jednak obaw o powtórkę sytuacji sprzed dziesięciu lat. Wtedy był to swego rodzaju błąd młodości przy niezwykle dynamicznie rozwijającej się gospodarce i równie dynamicznie rosnących wynagrodzeniach. Ponadto deweloperzy bardzo sprawnie reagują na sygnały o poprawiającym się popycie. Już obecnie liczba mieszkań z grupy „na sprzedaż lub wynajem” (tzw. deweloperskie) przekroczyła rekordowy 2009 rok. Jeśli chodzi o liczbę mieszkań, których budowę rozpoczęto, rekord z 2008 został pobity już dawno temu. W tym roku możemy wręcz mówić o małym boomie budowlanym. Wspominam o rozpoczętych budowach nie bez przyczyny. Radykalny wzrost liczby budowanych mieszkań, będzie wpływał hamująco na wzrost cen. Zresztą to się już dzieje.

Po cenach ofertowych na rynku pierwotnym i cenach na rynku wtórnym (dane NBP i Otodom.pl) widać, że oferujący mieliby ochotę na wyższe ceny transakcyjne. Strona popytowa jednak bardzo opornie akceptuje podwyżki cen.

Na problematykę cen mieszkań warto też spojrzeć z perspektywy siły nabywczej kupujących. Mowa o prostym wskaźniku,  ile metrów kw można zakupić za średnią pensję. Spadek cen mieszkań w latach 2009-2012 i późniejsza szybsza dynamika wynagrodzeń (niż dynamika cen mieszkań), doprowadziły do istotnej poprawy siły nabywczej naszych wynagrodzeń. Jeszcze w 2007 i 2008 mogliśmy kupić (średnio) raptem pół metra kwadratowego za średnie miesięczne wynagrodzenie. Obecnie jest to już 0,8. Bardziej korzystna zmiana miała miejsce na rynku wtórnym. W latach 2007-2017 wartość zmieniła się z nieco ponad 0,5 do 0,9.

2017_09_25_wskazniki

 Jak widać, ceny na rynku mieszkaniowym wcale nie rosną tak dynamicznie jak sugeruje to część komentatorów.  Średnie wynagrodzenie w gospodarce rośnie dość dynamicznie od początku 2016 r i możliwe, że taka sytuacja potrwa jeszcze kilka kwartałów. To musi się przekładać na wzrost popytu lub akceptację wyższych cen mieszkań. Sprzedawcy mieszkań na rynku wtórnym i pierwotnym próbują wymusić wyższe ceny, ale idzie to bardzo opornie.  Na koniec roku wzrost średniej ceny rynkowej transakcyjnej ( dla średniej z 17 miast wg raportów NBP) nie powinien być wyższy (w układzie y/y) niż 5% dla rynku pierwotnego i wtórnego. W roku przyszłym może to być od 3% do max 7%. Wszystko zależy od tego z jakim tempem wzrostu gospodarczego będziemy mieli do czynienia i jaka będzie jego struktura.

 

Zaszufladkowano do kategorii Wszystko | Otagowano | Dodaj komentarz

W inwestycjach ani dobrze ani źle.

2017_09_12_nakady_inwestycyjne

Od kilku kwartałów jedną z czołowych danych makro, na które spoglądamy są nakłady inwestycyjne. Spojrzałem na dane o nakładach inwestycyjnych raportowane przez średnie i duże przedsiębiorstwa.  Co do zasady wydźwięk danych nie może być inny niż to co widzimy w rachunku PKB i oczywiście (niestety) nie jest.

Po pierwszym półroczu wartość inwestycji była minimalnie niższa niż w porównaniu z y/y (spadek o 0,3% y/y). Sam drugi kwartał nie przyniósł żadnego przełomu dla przedsiębiorstw ogółem. Jest jednak pewien promyk nadziei. Działy przetwórstwa przemysłowego odnotowały wzrost inwestycji w I pół. niemal o 14% z porównaniu z rokiem ubiegłym. Nie jest to jednak wartość imponująca, jeżeli weźmie się pod uwagę, że przychody za I pół. działów przetwórstwa przemysłowego wzrosły łącznie o 10% y/y.

Analiza inwestycji na poziomie działów i gałęzi gospodarki absolutnie nie ułatwia wnioskowania, czy wyprowadzania trendów. Sytuacja jest niebywale zróżnicowana, gdy się patrzy na dynamikę zmian nakładów inwestycyjnych lub odniesienie do przychodów. Niestety, mimo dość przyzwoitego wzrostu gospodarczego, jedynie nieco ponad połowa działów gospodarki lub gałęzi wykazanych przez GUS w Biuletynie Statystycznym wykazuje wzrost inwestycji w I pół. 2017 w ujęciu y/y.

Biorąc pod uwagę szereg różnych wskaźników i relacji, widać wśród przedsiębiorstw ostrożność w inwestowaniu i pewną zachowawczość. Po kryzysie w 2008/09 niemal cztery lata czekaliśmy na większą śmiałość w inwestowaniu. Kiedy wiadomo już było, że gospodarka wchodzi na wyższe obroty, a przede wszystkim że wzrost może być trwały, przedsiębiorstwa zaczęły śmielej inwestować. To były lata 2014 i 2015. W roku wyborów i potem, w szeregi przedsiębiorców znowu wkradła się niepewność. Nie chcę szukać prostych uzasadnień, ale atmosfera polityczna i średnioterminowa niepewność w obszarze finansów publicznych i polityki gospodarczej rządu, do odważniejszego  inwestowania również nie zachęcały.

Wyniki tegoroczne inwestycji nadal nie nastrajają nadmiernym optymizmem. Trzeba jedna uczciwie przyznać, że nie są to też wyniki złe. W relacji do PKB czy przychodów, wartość inwestycji jest nieco większa niż w okresie 2010-13. Wydaje się, że w przedsiębiorstwach dostrzeżono trwałość wzrostu gospodarczego, ale nie przekłada się to wciąż na śmielszą politykę inwestycyjną. Tymczasem mamy już czwarty rok przyzwoitego wzrostu gospodarczego i chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w średnim terminie koniunktura może przestać nam sprzyjać. Ta przedłużająca się atmosfera wyczekiwania na lepsze sygnały rynkowe i okołorynkowe, by odważniej inwestować, trwa już nieco za długo.

Jestem jednak skromnym optymistą. Obecny poziom inwestycji m.in. w relacji do przychodów jest trochę zbyt mały. Stąd przekonanie, że w najbliższych kwartałach będziemy świadkami skromnych wzrostów, tzn. przyspieszenia inwestycji. W ujęciu y/y będą to kilkuprocentowe wartości lub incydentalnie dynamika będzie przekraczać 10%.

Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka | Dodaj komentarz

Budżet 2017. Wpłata z zysku NBP.

2017_08_25_wynik_NBP_i_Budzet

Nie ma co ukrywać, że wielu Polaków ma sporą zagwozdkę. Jak to jest, że ekonomiści narzekają (ba, zrzędzą nawet) na rozdawnictwo obecnego rządu, a budżet nie pękł i nie wybuchł z nadmiaru wydatków. Wytłumaczeń jest wiele. Jednym z nich są wpłaty z zysku NBP. Trzeba przyznać, że ten rząd ma bardzo dużo szczęścia, bo dwa lata z rzędu NBP zrobił extra prezent i zasilił w 2016 i w 2017 budżet kwotami odpowiednio: 7,9 mld zł i 8,9 mld zł. To równowartości jednej trzeciej rocznego programu 500+. Wpłata NBP, to jeden z głównych powodów dobrych wyników budżetu w tym roku i poprzednim.

NBP jest zobligowany do wpłaty 95% zysków (jeśli zyski są) z danego roku do budżetu w roku przyszłym. Jeżeli zysków nie ma lub są ujemne, to wpłaty nie ma. Wpłata tegoroczna (8,9 mld zł) pojawiła się w czerwcu i pochodzi z zysków NBP za roku ubiegły. Duży wpływ na wyniki NBP mają zmiany wartości złotego. W pewnym uproszczeniu: gdy złoty słabnie zysk rośnie, gdy złoty rośnie (spada kurs złotego), zysk spada. Oczywiście wiele zależy od kursów: bieżącego i odniesienia (kursy po jakich poszczególne pozycje pojawiały się w bilansie NBP). Stąd nie ma prostej zależności między zmianą kursów, a wielkością zysków.

Co do zasady w planach budżetowych nie wpisuje się wpłaty z NBP, ponieważ nie jest ona znana oraz nie jest pewny fakt, czy wpłata nastąpi w chwili gdy powstają plany budżetowe na rok kolejny. Można pokusić się o pewne szacunki zysku NBP (i szacować minimalną wpłatę), ale zawsze będą to tylko szacunki i – na przykład – można się mylić na kilka mld złotych. Niestety takich szacunków w projekcjach wpływów budżetowych umieszczać nie można. Jeżeli więc, ktoś sobie coś szacuje (ma nadzieję na wpływy), to pozostawia to dla siebie, projektują ewentualnie nazbyt rozluźniony budżet.

Załączony wykres prezentuje wpłaty do budżetu z lat 2002-2017. (wartości za lata 2002-2004 to moje szacunki na podstawie wyników NBP z lat 2001-2003). Jak widać są lata gdy wpłat nie ma lub gdy są stosunkowo niskie. Średnia wpłata dla okresu 2002-2017 to 3,6 mld zł przy odchyleniu standardowym ok. 3 mld zł. Biorąc pod uwagę, że na  szesnaście analizowanych lat, aż w czterech wpłat nie było, uświadamiamy sobie jak niepewne i zmienne jest to źródło wpłat do budżetu.

Po co o tym piszę? Bo przedstawiciele rząd chwalą się wynikiem budżetu, ale jakoś tak zapominają wspominać jakie prezenty z NBP dostają. Pytanie wobec tego jest takie, czy rząd ma świadomość, że w kolejnych latach wpłat może nie być lub mogą być o wartości mocno mniejszej niż te z 2015 i 2016? Mimo korzystnej sytuacji gospodarczej i wpłat z NBP, wykazujemy spory deficyt finansów publicznych i taki też planujemy na rok przyszły (deficyt sektora finansów publicznych w 2018: 2,7%). To bardzo niebezpieczna polityka. Jesteśmy jednym z niewielu krajów w UE, które okresu dobrej koniunktury gospodarczej nie wykorzystują do ograniczenia deficytu finansów publicznych.

Wydatki budżetu i, szerzej, sektora finansów publicznych powinny być oparte na stabilnych źródłach wpływów.

 

 

Zaszufladkowano do kategorii Gospodarka | Dodaj komentarz

Wpływy z podatku bankowego. Sukces wg Wiadomości TVP.

Media odnotowały informację podaną przez TVP, że wpływy z podatku bankowego to wielki sukces rządu. Informacja o podatku podana została w głównym wydaniu niedzielnych Wiadomości TVP o 19.30. Pod koniec Wiadomości, widzowie otrzymali sporą dawkę informacji o sukcesach rządu w ściąganiu podatków, w tym i bankowego. Do tego garść komentarzy ekspertów. W komentarzu przypomniano dawny opór środowiska bankowego, części ekonomistów i instytucji UE przeciwko opodatkowaniu banków oraz podano, że sektor i tak ma dobre wyniki finansowe. Prawdopodobnie zachętą do informacji o podatku bankowym był materiał z 18 sierpnia udostępniony przez KNF.

Niestety, w przypadku obecnego rządu i ekipy Wiadomości, w zasadzie każda informacja z obszaru ekonomii, finansów itd. wymaga komentarza, sprostowania lub uzupełnienia. Tak w przypadku Wiadomości jak i KNF, ciekawe jest to co podano o podatku bankowym, ale jeszcze bardziej to co przemilczano.

Podatków nikt płacić nie lubi i nie jest to żadne odkrycie. Stąd brak zachwytu u bankowców z powodu nowego podatku nie mógł dziwić. Były też i inne powody. Od lat wymogi regulacyjne kładą nacisk m.in. na stałe podnoszenie kapitałów własnych przez zasilenie ich osiągniętymi zyskami. Dodatkowo sektor pokrywa straty z powodu bankrutujących SKOKów lub przejmuje niektóre z nich, biorąc na siebie koszty ich restrukturyzacji. Tego widzowie Wiadomości się nie dowiedzieli. Dotychczas środki wydane lub zarezerwowane na ratowanie  SKOKów przekroczyły kwotę jaką rząd uzyskał w ciągu ponad 1,5 roku z podatku bankowego (ok.5 mld zł). Przedstawiciele sektora bankowego od lat w wywiadach zwracali uwagę, iż są świadomi że któryś z kolejnych rządów będzie próbował szukać w bankowości dodatkowych źródeł wpływów budżetowych. Oczekiwano jedynie, iż odbędzie się na ten temat szersza dyskusja by wybrać optymalne rozwiązanie.

Oczywiście sektor do biednych nie należy. Nie było też tajemnicą, że w niektórych krajach sektor bankowy obciążany jest swego rodzaju podatkiem sektorowym. Przez podatek sektorowy rozumiem daninę, która selektywnie, w zależności od przyjętych kryteriów, wycelowana jest w konkretny sektor lub grupę sektorów. Przykładem jest m.in. podatek od kopalin, często w uproszczeniu nazywany podatkiem miedziowym. Warto przy tym dodać, że większość dodatkowego obciążenia sektora finansowego w innych krajach wynika z faktu przekazania pomocy publicznej w czasach kryzysu i zawarcia w konstrukcji podatków bodźców wymuszających zmniejszenie ryzyka działalności bankowej. Natomiast w Polsce, na co zwrócił uwagę ECB, podatek ma głównie funkcję fiskalną i nie ma związku z udzielaną wcześniej pomocą, bo takiej w zasadzie nie było. Przypomnijmy też, że w Polsce sektor bankowy nie uległ kryzysowi m.in. dzięki racjonalnej polityce sektora oraz organów nadzorczych.

Nie jest też żadnym odkryciem, że sektor koszt podatku będzie próbował przekładać na klientów, m.in. z powodów wyżej podanych, jak i po prostu broniąc się przed zbyt mocnym spadkiem wskaźników zyskowności, rentowności itd. Tak działa gospodarka rynkowa. Zresztą jestem absolutnie przekonany, że politycy koalicji rządzącej i przedstawiciele rządu również byli i są tego świadomi. Jeszcze wiosną ubiegłego  roku politycy PiS straszyli sektor postepowaniem ws. zarzutu zmowy rynkowej i podobnych, jednak temat jakoś tak szybko został przez polityków PiS porzucony. Wiadomości TVP podając, chyba przez nieuwagę, informację o nadal dobrych wynikach sektora finansowego, same w pewnym sensie podały kto tak naprawdę w przeważającym stopniu składa się na podatek bankowy.

Przegląd danych sektora oraz najnowsza opinia przedstawiciela Związku Banków Polskich nie pozostawiają złudzeń. Możemy przyjąć, że trzy czwarte (są szacunki, że więcej) podatku bankowego pokrywają klienci banków. Dzieje się to głównie przez niższe oprocentowanie lokat, większy koszt kredytów oraz prowizje.

Mało kto ma świadomość, że sektor finansowy (w tym bankowy), o którym z taką odrazą mówili politycy PiS, w znacznym stopniu stanowią podmioty sektora krajowego (w tym publicznego). Po tzw. repolonizacji Pekao przez PZU, już niemal połowę podatku bankowego płacą obecnie podmioty należące do kapitału krajowego z przewagą sektora publicznego. Biorąc pod uwagę udział w aktywach ogółem sektora krajowego i udział w płaconym podatku, państwowe instytucje finansowe absolutnie nie ustępują w przerzucaniu podatku na klientów podmiotom z kapitałem zagranicznym. Politycy PiS i przedstawiciele rządu nawet jednym zdaniem o tym nie wspominają. Że już o Wiadomościach TVP nie wspomnę.

Prawda o podatku bankowym jest bardzo banalna. Rząd PiS, chcąc prowadzić rozdętą politykę socjalną/rodzinną (głównie program 500+), musiał zadbać o jej pokrycie. Pieniądze musiały być zorganizowane tak, by Polacy (w tym wyborcy PiS) byli przekonani, że nikt ich dodatkowo nie opodatkował. Pod hasłem walki z zagranicznym kapitałem, po prostu znaleziono sposób na opodatkowanie obywateli. Trzeba też z uporem przypominać, że ‘Tuskowy’ 23 procentowy VAT i podatek od kopalin zostały utrzymane wbrew wyborczym obietnicom.

Zaszufladkowano do kategorii Wycena i analiza przedsiębiorstw; analizy branżowe | Dodaj komentarz

Nowy pomysł prezydenta dot. kredytów walutowych.

Zanim przejdę do krótkiej opinii
o najnowszym projekcie prezydenta, muszę koniecznie coś przypomnieć. Całkiem
niedawno zaglądałem na jedną ze stron PiS i wciąż można tam znaleźć informację
z 2006 r., o której PiS oraz prezydent bardzo chcieliby zapomnieć. Informacja
pochodzi z 2016-07-01 „Komunikat KP PiS dotyczący zalecenia Komisji Nadzoru
Bankowego” (link u dołu strony). Politycy PiS jak niepodległości bronili wtedy
prawa do zaciągania kredytów walutowych, indeksowanych, ostro przy tym
krytykując KNF. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, prawda? Krótko mówiąc, PiS przed
11 laty nie miał nic przeciwko zaciąganiu kredytów walutowych, czyli wystawieniu
kredytobiorców na ryzyko walutowe. To przy okazji, jak silny oddźwięk w mediach
miała dyskusja (spór?) dot. kredytów walutowych w tamtych latach. Ale lata
mijały i w 2015 w PiS ustalono, że teraz można zmienić poglądy.

Prezydent w kampanii wyborczej
obiecywał, że należy przewalutować kredyty frankowe po kursie ‘wejściowym’.
Dlaczego aż tak korzystnym, tego nie wytłumaczył. Doskonale zdawał sobie
sprawę, że jest to niewykonalne. No ale w trakcie wyborów, politycy mówią
rzeczy różne. Przez rok od objęcia urzędu, prezydent szalenie się męczył z wypracowywaniem
kolejnych wersji ustawy. Ostatecznie, rok temu prezydent zaproponował… tzw.
ustawę spreadową, która wywołała zdziwienie i oburzenie. I trudno się dziwić, bo
skala pomocy była mniej niż skromniutka w porównaniu z wyborczymi obietnicami. Sam
pomysł (spready) był, szczerze mówiąc, dość przypadkowy. Dodatkowo, rok temu,
prezydent zapowiedział, że problem muszą rozwiązać same banki, w sposób jaki
same ustalą przy akceptacji NBP i KNF. Prezydent zapowiedział wtedy też, że po
upływie tego terminu dokona analizy działań i ewentualnie podejmie dalsze kroki.
W pewnym sensie, słowa dotrzymał. Ale tyko w pewnym sensie.

Najnowszy pomysł prezydenta, to
modyfikacja ustawy (z dnia 9 października 2015 r „o wsparciu kredytobiorców …..”)
powołującej do życia Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. W dużym skrócie, Fundusz
miał wesprzeć gosp. domowe, które mają problem z obsługą kredytów mieszkaniowych.
Wsparcie w maks. wysokości 1,5 tys. zł. przez 18 m-cy. Potem przerwa 2 letnia
od zakończenia wsparcia i 8 letni okres spłaty. Na Fundusz Wsparcia, w
wysokości 600 mln zł,  składają się
kredytodawcy. Po niecałych dwóch latach funkcjonowania, ustawa jest niemal
martwa. Wykorzystanie funduszu jest marginalne (2% wg informacji na stronie prezydenta).

Obecna nowelizacja ustawy, zawiera
dwa kierunki działań. W ramach Funduszu, powstają dwa subfundusze. Pierwszy to Subfundusz
Wsparcia, który ma być uatrakcyjnioną formą dotychczasowego Funduszu Wsparcia. M.in.
okres wsparcia ma się wydłużyć z  18
miesięcy do 36, okresie spłaty rozciągnięty z 8 do 12 lat, a kwota wparcia z
max. 1,5 tys. do 2,0 tys. zł. (czyli max. wartość kredytu to 72 tys. zł). Do
tego dochodzi możliwość częściowego umorzenia. Jest to spora zmiana, ale raczej
nie rewolucja, która miałaby spowodować radykalne zwiększenie zainteresowania
tą formą pomocy. Nadal jest to pożyczka na trudne czasy, którą trzeba spłacić.

Nowością natomiast jest drugi
subfundusz: Restrukturyzacji. Subfundusz Restrukturyzacji będzie zasilany
składką kwartalną 0,5% od portfela kredytów  nominowanych i indeksowanych walutą obcą. To
ok. 3,2% rocznie wg obecnych szacunków. Ale dalej jest największe zaskoczenie. Bank
daje swoją pulę do Subfunduszu i ma zaproponować klientom taką formę
restrukturyzacji by było tylu zainteresowanych by bank swoją pulę wykorzystał. Jeżeli
pula nie będzie wykorzystana na programy restrukturyzacyjne to, w części niewykorzystanej,
trafia do podziału na innego banki. Pomysł niebywale sprytny, czy wręcz
perwersyjny. Niestety nowelizacja poza kilkoma bardzo ramowymi ograniczeniami,
nic nie mówi o programach, ich konstrukcji i dla kogo mają być przeznaczone.
Nic. Wychodzi na to, że banki mają same coś wymyśleć i poddać to ocenie KNF.
Bodźcem jest szantaż utratą swojej puli na rzecz innych banków. Byłbym jednak
ostrożny z zachwytem na pomysłem prezydenta. Na nowelizacje i pomysł z
Subfunduszem Restrukturyzacyjnym trzeba spojrzeć i z innej strony.

Pula roczna w wysokości 3,2 mld
zł, to wartość bardzo mała (żeby nie powiedzieć: skromna) w porównaniu z
wyborczymi obietnicami prezydenta. Nie wiadomo też w jakim tempie ustawa będzie
procedowana. Przypomnę, że prezydencka ustawa spreadowa jakoś nie ma szczęścia.
Już rok leży w Sejmie i najwyraźniej politycy PiS nie maja chęci się poważniej
nią zająć. Podejrzewam, że z obecną nowelizacją może być podobnie.

Brak uregulowania ram restrukturyzacji
dla banków i potencjalnych beneficjentów jest przejawem zwykłej rejterady
prezydenta. Zamiast zaproponowania ciekawych pomysłów, prezydent zasłania się
szantażem i opracowanie szczegółów przerzuca na innych. Nie odbierałbym tego
jako przejaw szacunku dla frankowiczów, którzy szukają pomocy.

Komunikat KP PiS dotyczący
zalecenia Komisji Nadzoru Bankowego:

(http://old.pis.org.pl/article.php?id=4415). 

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

Program Mieszkanie Plus. Odkrycie lidera partii Razem dot. eksmisji.

Niemal każda kolejna partia lub koalicja przejmująca rządy, wprowadza w życie swoje pomysły na zapewnienie Polakom dachu nad głową. Swój pomysł ma i PiS. Ale nie o sam pomysł mi chodzi, co pewną ciekawostkę jaką w procedowanej ustawie o Krajowym Zasobie Nieruchomości (dalej KZN) zauważył lider partii Razem, Adrian Zandberg. Ustawa o KZN, to jeden z kluczowych aktów prawnych regulujących Mieszkanie Plus.

A.Zandberg zwrócił uwagę na zapis dotyczący ewentualnego opuszczenia mieszkania. Ustawa o KZN jednocześnie wprowadza zmiany lub uzupełnienia w szeregu innych aktów prawnych. Jedną z nich jest najem instytucjonalny, wzorowany na znanym od 2009 r. najmie okazjonalnym. Chodzi o  zapis:

  1. Do umowy najmu instytucjonalnego lokalu załącza się oświadczenie najemcy w formie aktu notarialnego, w którym najemca poddał się egzekucji i zobowiązał się do opróżnienia i wydania lokalu używanego na podstawie umowy najmu instytucjonalnego lokalu w terminie wskazanym w żądaniu, o którym mowa w art. 19i ust. 3, oraz przyjął do wiadomości, że w razie konieczności wykonania powyższego zobowiązania prawo do lokalu socjalnego ani pomieszczenia tymczasowego nie przysługuje.

Krótko mówiąc w razie problemów lub zajścia określonych warunków, najemca będzie zmuszony do opuszczenia lokum z pominięciem restrykcyjnych przepisów dot. eksmisji. Rodzi to moim zdaniem gorzkie refleksje, ale i chłodne oceny, których musimy dokonać odsuwając na bok emocje. Niewiele zmienia tu zapewnienie jednego z urzędników, że chodzi głównie o sytuacje gdy najemca zalega z czynszem lub narusza normy pożycia społecznego.

Rozczarowanie jest o tyle słuszne, że politycy PiS niezwykle chętnie apelowali od lat o bezpieczny dach nad głową dla każdej rodziny, bez względu na sytuację materialną i wypadki losowe. Słowo ‘rodzina’ i jej mieszkaniowe bezpieczeństwo nie schodzi im wręcz z ust.  A tymczasem…., w ustawie o KZN, politycy PiS przemycają przepis pozwalający obejść przepisy o eksmisji. To faktycznie spore zaskoczenie. Ni mniej ni więcej, w programie wynajmu mieszkań, politycy PiS wprowadzają zapisy charakterystyczne dla wolnorynkowych regulacji najemca – właściciel na rynku najmu mieszkań (chodzi o tzw. najem okazjonalny). W ten sposób wolnorynkowa regulacja ma dotknąć wspierany środkami publicznymi zasób mieszkaniowy. O ile na wolnym rynku najem okazjonalny okazał się ciekawym rozwiązaniem, to w przypadku zasobu publicznego (lub wspomaganego przez państwo), rodzi sporo wątpliwości.

Jest jednak i druga strona medalu. Wygląda na to, że politycy PiS są świadomi, iż zapisy ograniczające eksmisję mają wiele wad lub powoduję czasami nieuczciwe blokowanie publicznych (gminnych) zasobów mieszkaniowych. Niby wszyscy wiemy o tym od lat, ale politycy boją się otwarcie poruszyć ten temat. Zamiast podjąć ten problem z podniesioną przyłbicą i szukać optymalnego rozwiązania, politycy PiS sprytnie ominęli go zapisem o najmie instytucjonalnym.

Nie chcę potępiać polityków PiS w czambuł. Być może musimy w ten sposób modyfikować zasady prawa najemców i właścicieli, by uelastycznić rynek wynajmu mieszkań i zapewnienia dachu nad głową każdej rodzinie. Zamiast modyfikować przepisy o  eksmisji, powoli ograniczamy ich zasięg. Program Mieszkanie Plus nie jest programem zapewniającym mieszkania socjalne dla rodzin najuboższych, których na budowę własnego lokum, kupno czy wynajem na zasadach rynkowych po prostu nie stać. Wszystko byłoby może i ok. gdyby rząd po prostu uczciwie publicznie to przyznał. Wydaje się jednak, że politycy PiS powinni uzasadnić dlaczego wspierany ze środków publicznych program mieszkaniowy dla średniozamożnych ma być wyjęty spod przepisów eksmisyjnych. 

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz

PiS wycofuje opłatę paliwową. Jakby nie patrzeć, wizerunkowa wpadka.

2017_07_15_infografika

Nagłe wycofanie się PiS z opłaty paliwowej, sprowokowało niektórych komentatorów do wniosku, że była to wielka manipulacja. Jej celem miało być rzekomo odwrócenie uwagi od zmian dot. Sądu Najwyższego.

Nie siedzę w głowach polityków PiS, więc nie wiem jakie były prawdziwe intencje. Załóżmy jednak, że faktycznie była to manipulacja.  Pofantazjujmy. W takim razie, nie po raz pierwszy, ktoś w PiS przecenił swoje możliwości, bo wizerunkowo PiS na tym stracił i niechcący zafundował obywatelom powtórkę i podsumowanie wiadomości z rządów PiS w obszarze ekonomii oraz ośmieszył liderów tej partii i rządu. Było warto? Nie sądzę.

Odwrócić uwagi się nie udało, bo w mediach i tak dominował spór o nowe regulacje dotyczące SN. Opłat paliwowa krótko zagościła na pierwszych stronach gazet. Powiedziałbym nawet, że spór i nocne głosowania nad zmianami w SN zepchnęły opłatę paliwową na plan dalszy.

Zapowiedź opłaty paliwowej natomiast zachęciła media do podsumowania obecnej i przyszłej sytuacji finansów publicznych oraz przypomnienie głównych zmian z obszaru podatków i opłat, jakich dokonał lub zamierza rząd. Infografiki były na ogół dość rzetelne (jedną z takich grafik załączam). Obywatele zobaczyli to, czym rząd nie chce się chwalić. Poza podatkiem bankowym, do dyskusji nad którym PiS nie chce już wracać (z powodu przerzucenia podatku z istotnym stopniu na obywateli), zobaczyliśmy pomysły zrealizowane, w trakcie realizacji  lub zapowiadane. W oficjalnym przekazie medialnym politycy PiS nie chcą o tym mówić. No chyba że zapytają dziennikarze. O nowych podatkach czy opłatach dowiadujemy się głównie z przekazu ministrów lub urzędników niższego szczebla.

Fatalnie wizerunkowo wypadła premie Szydło, broniąc w Sejmie opłaty i J.Kaczyńki. Temu ostatniemu przypomniano słynne już zdjęcie z kanistrem z 2011, gdy nalegał by rząd PO-PSL obniżył cenę paliwa, rezygnując z części publicznych danin.

Można się, jak ktoś chce, być może spierać czym miała być opłata paliwowa. Media informowały o inicjatywie PiS już pod koniec czerwca. Niewątpliwie byłą wizerunkową wpadką, która PiSowi się nie opłacała. Sporu o zmiany w SN opłata paliwowa nie ‘przykryła’. Raczej stało się odwrotnie.

Zaszufladkowano do kategorii Opinie | Dodaj komentarz